za horyzontem

Wpatrujemy się w horyzont, stojąc na krawędzi 40-metrowego klifu wznoszącego się nad plażą Alemão. W powietrzu unosi się woń oceanu, nad nami z krzykiem przelatują mewy, jakby chciały oznajmić światu jak bardzo spragnione są świeżej ryby na kolację. Na twarzach czujemy jeszcze ciepło zachodzącego słońca, jednak po jego złotej barwie widzimy, że to ostatnie promienie, które zaraz zatrzymają skały rozpościerające się przed nami.

I tak trwając w tej chwili dociera do mnie, że to patrzenie w horyzont odzwierciedla to, co obecnie czuję w życiu. Nie wiem, co kryje się za horyzontem, dopóki nie pokonam drogi, by odsłonić nieznane. Wiem też, że choćbym biegł z całych sił, aż do utraty tchu, to i tak nie odkryję tajemnicy, jaką skrywa. Bo życie było, jest i będzie zagadką.

Van life powoli pozwala mi zrozumieć, jak się właściwie z tym czuję – z niedoścignionym horyzontem, z niepewnością jutra. Czy są momenty, gdy przytłacza mnie niewiedza tego, co skrywa najbliższa przyszłość? Jasne, że tak. Ale zaczynam dochodzić do tego, że właściwie jest mi z tym dobrze.

Wielokrotnie już w życiu zamartwianie się tym, co będzie za miesiąc, rok, pięć lat, odbierało mi zdolność bycia tu i teraz. Z jednej strony chciałem przewidzieć przyszłość i zaprojektować ją tak, by dać sobie poczucie kontroli i bezpieczeństwa. Niestety, kierując głowę wiecznie w stronę jutra, zaczynałem mieć wyrzuty sumienia, że nie żyję chwilą. Efekt? Nie potrafiłem w stu procentach skupić się na przyszłości, nie było mnie też w teraźniejszości.

To nie tak, że van life oznacza wyzbycie się wszelkiego rozsądku i zapomnienie o tym, że przyszłość na nas czeka – że kiedyś będziemy musieli wrócić do życia mniej lub bardziej zbliżonego do tego, które wiedliśmy do tej pory. Wciąż martwimy się o to, w jakim kierunku pchnąć życie, by obrać cel który da nam poczucie spełnienia, ale też zabezpieczenie pod kątem materialnym. Tyle tylko, że martwimy się z dużo większym spokojem, niż do tej pory.

Życie w drodze zaskakuje bogactwem pięknych chwil, które kryją się dosłownie za każdym zakrętem. I to zachwycanie się każdym dniem, ta ogromna ilość momentów, w których na twarzy sam z siebie pojawia się uśmiech, bo ciało czuje potrzebę w taki sposób wyrazić tę wewnętrzną radość ducha, sprawia że jest mi lżej na sercu. Jakiś wewnętrzny głos podpowiada mi, że będzie dobrze.

Za horyzontem nie kryje się już strach i niepewność. Za horyzontem kryją się szansa i nadzieja, że jeśli nie zatracimy się w beztroskiej tułaczce, lecz wykorzystamy podróż jako koło napędowe do pracy nad pomysłami, które siedziały w naszych głowach, lecz przez rutynę życia nie miały siły wzbić się w powietrze, to znajdziemy się w świecie, w którym nie musimy wybierać pomiędzy pięknem życia, a głosem rozsądku – w świecie, w którym naprawdę przeżyjemy życie, a nie tylko je przetrwamy.