Wierzymy, że rzeczy nie dzieją się bez przyczyny. To nie kwestia przypadku, że w tym samym czasie oboje podjęliśmy decyzję o tym, by wyruszyć do Stanów Zjednoczonych na Work&Travel. Gdyby nie to, że każde z nas od zawsze było ciekawe świata, nigdy nie wpadlibyśmy na siebie i nie wylądowalibyśmy prawie na tym samym campie razem. Niestety przez to, że Oli telefon odmówił posłuszeństwa i zamiast wysłać wiadomość mailową w sprawie rekrutacji na camp, na który dostał się Marcin, zatrzymał ją w folderze „Do wysłania”, to nie spędziliśmy tego lata w USA razem. Jednak już wtedy jakaś siła nie pozwoliła nam o sobie zapomnieć i jakiś czas później już wspólnie zaczęliśmy odkrywać piękno, jakie kryje świat w którym żyjemy.
Niesamowite widoki, jakimi zachwyciły nas Stany Zjednoczone na czele z parkami narodowymi zachodniego wybrzeża, nieodwracalnie odcisnęły piętno na naszych sercach. Od tamtej pory nieprzerwanie wyrywa się ono w kierunku majestatycznych skał Yosemite pomalowanych zachodzącym słońcem, nierealnej feerii gwiazd widzianej z bezdroży Bryce Canyon czy niezmierzonej pustki Wielkiego Kanionu. Próbowaliśmy wielokrotnie tłumić to wołanie, studząc nasze podróżnicze zapędy wizytami w Izraelu, Czarnogórze, na Fuerteventurze, Cyprze, Sycylii czy w Toskanii, ale głos zawsze odnajdywał nas ponownie.
Pewnego lipcowego wieczora, gdy w ramach urlopu wybraliśmy się na Mazury, usiedliśmy w ogrodzie uroczego pensjonatu i otoczeni dźwiękami natury zaczęliśmy marzyć. O życiu, które nas pociągało. O wolności, której nam brakowało. O miejscach, z których nie wraca się tym samym człowiekiem. Tak w naszych głowach zrodził się pomysł van life’u.
Wydawać by się mogło, że to jedna z tych myśli, które pojawiają się w życiu, by zaraz odlecieć z podmuchem letniego wiatru. Tym razem było inaczej, bo dokładnie rok później staliśmy się posiadaczami własnego kampervana, a kolejne 6 miesięcy po tym wyruszyliśmy w podróż po nowe życie – tak rozpoczął się nasz van life na południu Europy, którego losy możecie śledzić na naszym blogu.
A co z wołaniem Stanów? Pierwotnie planowaliśmy, by przetransportować kampera do USA i tam zacząć pisać nowy rozdział naszego życia. Postanowiliśmy jednak nie rzucać się na tak głęboką wodę i zacząć od Europy. A może chodzi o to, że wyczekane marzenia smakują lepiej? Może czasem w życiu pewnym rzeczom warto dać czas, by dojrzały?
Nasze życie w drodze trwa i pozwalamy się mu prowadzić – bez specjalnego planu, bez presji. Jak długo? Dokąd jutro? Tego nie wiemy. Ważne, że razem i w zgodzie ze swoimi sercami.