Pakowanie do kampera – co zrobiliśmy dobrze, a co źle

Nadszedł ten moment, gdy trzeba zapakować swoje dotychczasowe życie do kilku metrów kwadratowych. Nie na krótki urlop, tylko na bliżej nieokreślony czas. Pewnej soboty, dwa czy trzy tygodnie przed wyjazdem zrobiliśmy przymiarkę – wyciągnęliśmy z szaf, szafek kuchennych, półek, regałów łazienkowych i strychu rzeczy, które chcemy ze sobą zabrać. Po pierwsze chcieliśmy zorientować się czy jesteśmy w stanie je pomieścić do mebli w vanie (jeśli nie to czekało nam dorobienie kilku dodatkowych przestrzeni na przechowanie, czego Marcin mógłby już nie przeżyć), a po drugie z jakiegoś powodu pojawiał nam się czasem dreszczyk emocji ile tak naprawdę będzie ważyć nasze zapakowane auto i czy na pewno nie przekroczymy dopuszczalnej masy. Po dobrych kilku godzinach przeglądania, wyciągania i dyskutowania co ze sobą zabieramy, a co nie, zobaczyliśmy połowę salonu zawaloną rzeczami. Nie wyglądało to optymistycznie – przypominam, że mówimy o zapakowaniu tych rzeczy do kilku metrów kwadratowych, gdzie przestrzeń na przechowywanie to tylko mała ich część. Inna sprawa, że na pewno o masie przedmiotów zapomnieliśmy lub w ogóle nie przyszły nam jeszcze do głowy – ta kupka na pewno będzie jeszcze rosła.
I tak nasze uniwersalne niebieskie siatki z Ikea, skrzynki i pudełka (na których brak nie narzekaliśmy biorąc pod uwagę jak często od jakiegoś czasu odwiedzał nas kurier i dostarczał coraz to nowe potrzebne sprzęty i drobiazgi) poszły w ruch i kilkoma kursami zanieśliśmy to wszystko do kampera. Widok salonu zawalonego rzeczami był niczym do widoku vana zawalonego tymi rzeczami. Zaczęła się „najlepsza” część tej przygody, czyli zorganizowanie tej przestrzeni. Mimo najszczerszych chęci Marcina, niestety muszę uporać się z tym sama. W przeciwnym razie, przy dobrych wiatrach, może i wszystko zostałoby pochowane, ale strach byłoby otwierać jakiekolwiek drzwiczki 🙂
Trochę czasu to zajęło, ale w końcu udało się! Doszliśmy do wniosku, że wygląda to całkiem rozsądnie, miejsca nawet trochę nam zostało. Co do wagi, jako, że nie była to tak szybka robota jak przypuszczaliśmy, nim się obejrzeliśmy było już grubo po 13 i żaden ze złomów (tak, musieliśmy pojechać naszym „nowym domem” na złom, m.in. w takich instytucjach waży się kampery) nie był już czynny. To co nam zostało to ważenie wspomnianych skrzynek, siatek i pudeł na zwykłej domowej wadze i dodanie tych wartości do siebie (znaliśmy już wagę zabudowanego auta). Znowu – wyglądało to całkiem optymistycznie, spokojnie mieściliśmy się w 3,5t i nawet zostało nam sporo zapasu.
Oczywiście, brzmi to zbyt pięknie żeby mogło być prawdziwe 🙂
Po co najmniej trzech dniach przekładania daty wyjazdu (bo nie udawało nam się wyrobić), gdy w końcu wszystko dokończyliśmy i wysprzątaliśmy auto po kilku miesiącach „remontu”, powtórzyliśmy ten proces. Tym razem na serio. Już nie przygotowywaliśmy byle jakich ubrań, byle tylko ich liczba którą sobie wcześniej ustaliśmy się zgadzała, tylko wybieraliśmy te rzeczy, które chcemy i musimy ze sobą zabrać. I tak pudełko po pudełku, siatka po siatce, godzina po godzinie (chyba nie chcemy liczyć ile kursów po schodach wtedy zaliczyliśmy) uporaliśmy się z tym. Pojawił się tylko jeden mały problem – nie wyglądało to wszystko tak ładnie jak wcześniej, rzeczy „magicznie” przybyło, o wolnym miejscu mogliśmy zapomnieć, a co do funkcjonalności wyciągania przedmiotów – bywało w naszym życiu lepiej.
I tak, żeby dostać się do kurtek, muszę wyjąć 3 organizery podróżne gdzie mamy nasze sportowe ciuchy i od kilku dni też ukulele Marcina, które mimo tego, że w drodze miało zostać zawieszone na ścianie by nie zajmować niepotrzebnie miejsca, a także stanowić ozdobę naszego domku. W końcu co to za kamper bez światełek, powieszonego kapelusza, łapacza snów no i wspomnianego instrumentu 🙂
Zdecydowanie jesteśmy mądrzejsi o to doświadczenie i następnym razem zrobimy to lepiej!
Co zrobiliśmy DOBRZE pakując się do kampervana?
- Pudełka – jedną z najbardziej pomocnych rzeczy są wszelkiej maści pudełka i organizery. Gdy potrzebujemy wyciągnąć makaron z szafki, to zamiast grzebać w ciemno i liczyć na szczęście, lub wcześniej wyjąć pęczak, ryż jaśminowy, owsiankę, a później jeszcze opakowanie z orzechami nerkowca, wyjmujemy całe pudełko i już na blacie szukamy konkretnego produktu. Inny aspekt, to kwestia tego, że rzeczy w pudełkach mniej latają po szafkach podczas jazdy
- Organizery podróżne (np. na ubrania i na elektronikę) – przeważającą część ubrań mamy poukładane standardowo jak w szafie w domu, ale nie wszystko udało nam się zmieścić. Np. nasze sportowe ubrania trafiły do wspomnianych organizerów i jeśli potrzebujemy wyjąć coś konkretnego to wyjmujemy całą taką siateczkę i szukamy tego co chcemy, bardzo dużo to ułatwia. Pozwoliło nam to też mocno uporządkować kable. W moim przypadku ogranicza się to do ładowarki do telefonu i zegarka, ale Marcin do swojego sprzętu wideo ma ich chyba z 10
- Nietłukące się naczynia – na ostatnią chwilę kupiliśmy emaliowane i plastikowe talerze i kubki. Warto o tym pomyśleć i wydać te parę złotych, dobrze mieć spokojną głowę i podczas jazdy nie przejmować się tym, że szklane / porcelanowe naczynia mogą się stłuc
- Mata do jogi – oooo, to jest zdecydowany must have w kamperze! Nasze plecy są jej bardzo wdzięczne 🙂
- Wąż do wody i komplet przejściówek – bardzo często miejsca do nalewania wody nie mają węża, którego moglibyśmy użyć. Z drugiej strony, równie często, jeśli jest, to nie wygląda on najlepiej, raczej nie jest przeznaczony do kontaktu z żywnością (a przecież używamy wody, której nalewamy do gotowania / mycia owoców i warzyw itd.), albo jest zrobiony ze złej jakości materiału, który raczej nie powinien być wystawiany na ciągłe słońce. Cieszymy się, że mamy swój własny, porządny. Druga kwestia to przejściówki – ilość rodzajów kraników jest spora, warto zaopatrzyć się w różne końcówki, żeby zawsze mieć pewność, że będziemy mieli jak się podłączyć
- Najazdy – kolejny kamperowy niezbędnik, który tym bardziej przy parkowaniu na dziko jest kluczowy. Dzięki nim niezależnie od nierówności terenu zawsze możemy cieszyć się poziomem w środku. U nas dobre ustawienie jest też ważne w kontekście spływu wody
- Mata termiczna na okna – po pierwsze zasłania nam okna gdy na polu robi się ciemno, a my włączamy światło (mamy też zasłony oddzielające szoferkę od reszty kampera, ale czasami korzystamy też z foteli z przodu), a po drugie chroni nas przez zimnem (nocą), słońcem (latem)
- Myjka do ściągania wody – wilgoć w kamperze to dość powszechna sprawa. Zgarnęliśmy z domu jedną część myjki do okien, tej która zasysa wodę. Zdarzają się poranki, gdzie wody do pojemnika zbiera się całkiem sporo
- Garnki i patelnie z odpinaną rączką – my takich znanej firmy na T, używamy też w domu i bardzo je lubimy. Również w kamperze sprawdzają się świetnie, bo nie zajmują tak dużo miejsca. Gdybyśmy mieli standardowe, nie zmieścilibyśmy ich do naszych szuflad, a tak pięknie wchodzą jedno w drugie
- Narzędzia – nie było tygodnia gdzie w ruch nie poszłyby śrubokręty, wiertarka czy inne kombinerki. Koniecznie trzeba przed wyjazdem skompletować swój zestaw, w zależności od tego co może nam się przydać
- Składana miska / wiaderko – wiadomo, do kampera wybiera się rzeczy, które zajmują jak najmniej miejsca. U nas super sprawdza się składana miska (używamy jej w zlewie, do niej wrzucamy brudne naczynia i w niej je myjemy – dzięki temu nawet jeśli od razu czegoś nie umyliśmy, to nie blokuje nam to zlewu, który przecież jest też naszą umywalką, bo można ją po prostu razem z zawartością wyciągnąć). Mamy też składane wiaderko, którego używamy np. do mycia podłogi, a przez większość czasu leży w bagażniku i niepotrzebnie nie graci tej małej przestrzeni
Co zrobiliśmy ŹLE pakując się do kampervana?
- Za dużo ubrań – mimo tego, że podeszłam do tego zadania naprawdę na serio i bardzo się ograniczałam, to po półtorej miesiąca życia w vanie, muszę stwierdzić, że przegrałam tę potyczkę. Ilość swetrów i bluz, które zabrałam jest… za duża i co rano gdy muszę coś wyciągnąć na nowo sobie o tym przypominam
- Za dużo jedzenia – o ile wiedzieliśmy, że w Portugalii i w innych krajach będzie ciężko z częścią produktów, które znamy z Polski (np. różne rodzaje kasz) i chcieliśmy się przed tym zabezpieczyć, o tyle w niektórych aspektach przesadziliśmy (kilka opakowań ryżu na zapas… to jest akurat produkt mocno międzynarodowy :)). Zanim minęło trochę czasu i część z tych rzeczy zjedliśmy, szafka jedzeniowa była mocno przepakowana i niefajnie się z niej korzystało
- Brak dodatkowych zbiorników na czystą i szarą wodę – czasami zdarza się, że stoimy w miejscu gdzie nie mamy gdzie spuścić szarej wody. Gdybyśmy zaopatrzyli się w taki zbiornik, nawet 10 / 15 litrowy, rozwiązałoby to nasz problem na kolejny dzień / dwa – wystarczyłoby część wody zlać, wsadzić pojemnik do bagażnika i wylać go przy najbliższej okazji na serwisie. Tak samo z dodatkowymi zbiornikami na czystą wodę, zdarza się, że w miejscu gdzie jesteśmy możemy nalać więcej wody niż nasze dostępne 100 l, dałoby nam to zapas na czarną godzinę
- Brak odkurzacza – wydawało nam się, że mała zmiotka załatwi sprawę, ale jednak po czasie okazuje się, że odkurzacza nam brakuje. Jest mnóstwo miejsc, gdzie zbiera się kurz i piasek, i tylko mały samochodowy odkurzacz da im radę
- Brak rzeczy do wyczyszczenia paneli fotowoltaicznych – panele po czasie się brudzą i kurzą, co może negatywnie wpływać na ilość energii, którą produkują. My nie mamy u siebie żadnej drabinki pozwalającej nam wejść na dach. Dobrze sprawdziłby się tutaj np. składany, długi mop
- Niepotrzebna chemia do prania – zabraliśmy ze sobą kapsułki do prania i płyn do płukania, a mimo już kilku zrobionych prań, jeszcze ich nie użyliśmy. Trafiamy na pralnie, które w cenie prania zawierają już detergenty. Polecamy jednak zabrać ze sobą trochę proszku / płynu do prania, czasem trzeba coś ręcznie przeprać (np. co dwa dni Marcin musi zapierać swoje bluzy, bo gdzie nie wyjdzie to wraca z plamą ze smaru, pomarańczy czy innych bliżej nieokreślonych substancji)
- Brak organizacji w bagażniku – nie mieliśmy już czasu na zajęcie się tą przestrzenią. Dużą jego część zajmują urządzenia techniczne (woda, prąd, grzanie itd.), mamy tam też rowery i krzesła. Po ich wsadzeniu widzimy gdzie mogliśmy zrobić „meble” / patenty na przechowywanie mniejszych rzeczy. Zdecydowanie do poprawy, dla zwiększenia komfortu
- Za bardzo się spieszyliśmy 🙂 – wiadomo, pośpiech nigdy nie robi dobrze. Jeśli ma się taką możliwość, warto 6 razy zastanowić się czy wszystko się ma i czy wszystko zrobiło się dobrze. U nas poza nie zabraniem kilku pierdół, objawiło się to tym, że zgrywając dane z komputera stacjonarnego z Windowsem, na Maca, Marcin wybrał zły format zapisu i nie miał dostępu do jakiś 5 TB danych, których potrzebował żeby skończyć pracę. Chcieliśmy zaoszczędzić czas przed wyjazdem, żeby szybciej wyruszyć w drogę, a opóźniło nas to później na jakiś tydzień, gdzie musieliśmy dostosować trasę do dobrych ludzi, którzy zgodzili się nam pomóc te dane odzyskać
Brak komentarzy