Jest sobota, 18 lutego. Około 11 wsiadamy do auta, wbijamy Drezno w nawigację, łączymy się z bluetoothem i odpalamy Spotify. Chyba wszystko gotowe. Jedziemy. Za jakieś 5 godzin powinniśmy być u celu.

Tak… 🙂 Po 10 minutach, nim jeszcze nie zdążyliśmy wyjechać z naszej wioski, bum – odwracam się do tyłu by zobaczyć, co wypadło. Na zakręcie lodówka się otworzyła, wyleciał pojemnik z bulionem i czosnek, który rozpadł się na ząbki i rozleciał po całym kamperze. Pierwszy przystanek zaliczony, na parkingu Lewiatana. Na krótkich jazdach testowych nigdy nie zapakowaliśmy lodówki na full, wtedy żaden zakręt nie był jej straszny. Marcin wpadł na pomysł żeby zdjąć drążek rozporowy z zasłonki prysznicowej i chwilowo nim docisnąć tę lodówkę. Kiepsko robić to za każdym razem, także dobrze, że Castorama jest po drodze, odwiedzimy ją po raz pewnie 16 w tym miesiącu i znajdziemy jakiś patent.

Po drodze na dział z zabezpieczeniami dla dzieci, zgarniamy jeszcze kilka haczyków, żeby w wolnej chwili pozamieniać już zamontowane srebrne na bardziej pasujące – czarne. A jeśli o estetyce mowa, można przebierać w różnych rodzajach niebieskich, plastikowych zabezpieczeń, ale jako, że do tej pory w naszym kamperze nic w takich kolorach się nie pojawiło (i nie pojawi :)), odpuszczamy. Na razie zostajemy z drążkiem. Mało praktyczne, ale przynajmniej czarne.

Jeszcze szybka kawka i panini na stacji, bo w porannym pakowaniu brakło już czasu na śniadanie. Przystanek w Lidlu po wodę i gumy do żucia. Dobra, chyba mamy wszystko. Jest godzina 13, według planu powinniśmy być w okolicach Opola. A jesteśmy w… Oświęcimiu. Tyle było z naszego planu 🙂

Zresztą mieliśmy już okazję się przekonać jak wygląda kwestia planowania w tym wypadku. Pierwotnie celowaliśmy w wyjazd początkiem stycznia. Po kilku miesiącach wiedzieliśmy już, że nie jest to realne, padło na początek lutego. Potem postanowiliśmy, że połowa lutego. I tak z środy 15ego, która już była pewnikiem, co wieczór opóźnialiśmy wyjazd, aż w końcu udało nam się uporać z poprawkami busa i pakowaniem na wspomnianą sobotę. Mieliśmy startować o 8, wystartowaliśmy o 11 – cóż, takie uroki 🙂

trasa do Portugalii kamperem

1. dzień: deszczowy i wietrzny początek trasy do Portugalii

Na początek za cel obraliśmy sobie południe Portugalii przy granicy z Hiszpanią. Przed nami 35 godzin drogi i jakieś 3350 kilometrów do przejechania. Wybraliśmy trasę Polska – Niemcy – Francja – Hiszpania – Portugalia. Mimo tego, że nie należy ona do malowniczych, jak mogłoby być jadąc np. przez Włochy, to zależało nam na trasie, która jak najszybciej doprowadzi nas do celu. Do słońca 🙂

Tutaj wrzucamy trasę do Portugalii, którą wybraliśmy. Tylko w Polsce zapłaciliśmy za autostradę A4 na odcinku Gliwice-Wrocław. Niestety pokonały nas techniczne przeciwności losu związane z obsługą Google Maps, dlatego wrzucamy trasę w całości z filtrem „Omijaj opłaty”. Od zjazdu z autostrady we Wrocławiu trasa już dokładnie pokrywa się z tą, którą jechaliśmy.

Pogoda tego dnia była paskudna, pełna deszczu i bardzo mocnego wiatru. Patrząc na wielkość i wagę naszego samochodu, bardzo dawało się to we znaki i musieliśmy dostosować prędkość, bo nawet mimo tego miało się wrażenie, że wiatr „rzuca” samochodem. Mocno nas to opóźniło.

Około 21 dojeżdżamy do małej miejscowości Serba przed Erfurt. W sezonie jest tutaj kemping położony obok pensjonatu z restauracją. Ze względu na pogodę, łąka przewidziana na kampery była pełna błota, dlatego zaproponowano nam, żebyśmy stanęli na parkingu pensjonatu.
Wszystko poszło dobrze, mimo sąsiadującej drogi spaliśmy całkiem nieźle (mimo tego, że była to jedna z naszych pierwszych nocy w kamperze!). Przed odjazdem wrzucamy do puszki opłatę za nocleg i ruszamy dalej.

Lokalizacja noclegu: https://goo.gl/maps/T4uEMS7JtzBmtCCE9
Koszt noclegu: 10 euro

2. dzień: droga do Francji i noc na malowniczej farmie

Za dzisiejszy cel obieramy sobie przejechanie całych Niemiec i nocleg już we Francji. Bardzo dobrze nam się jedzie niemieckimi autostradami. W trasie robimy sobie przerwę na obiad we Frankfurcie i gotujemy pierwszy obiad w kamperze, nad Menem: https://goo.gl/maps/KpChdyuTCYwG6Q847. Pojedzeni, dołączamy do miejscowych na szybki niedzielny spacerek i w drogę.

kamping na farmie francja

Udało się nam przekroczyć granicę niemiecko-francuską, znów po 21 docieramy do małej wioski, Ménil-la-Horgne niedaleko Nancy. Spodobał nam się filtr „on the farm” na park4night, także i tym razem tym się kierowaliśmy. Zaparkowaliśmy pośrodku niczego, w miejscu, gdzie po wyjściu z auta czekało na nas niesamowicie rozgwieżdżone niebo. Byliśmy całkiem sami, z czym nie do końca czułam się pewnie, w końcu mieliśmy powoli przesuwać granice i najpierw stać na kempingach. Obiektywnie patrząc wszystko było ok, więc żeby poradzić sobie z wewnętrznym, niczym nieuzasadnionym lękiem, pomagam sobie winem i Netflixem. Obudziliśmy się na pięknej farmie, gdzie właściciel przeznaczył kilka miejsc dla kamperów. Chętnie skorzystalibyśmy z oprowadzenia po farmie i kupilibyśmy herbatki, które właściciel sprzedaje, ale z samego rana ruszamy dalej, żeby pokonać jak najwięcej kilometrów. To raz, a dwa, że zanim użyjemy czystej wody, musimy jak najszybciej opróżnić zbiornik na szarą, bo poprzedniej nocy podczas prysznica mieliśmy niemiłą niespodziankę – okazuje się, że żeby być pewnym, że wylało się wszystko, dobrze byłoby wjechać na najazdy i ustawić auto pod odpowiednim kątem, czego nie zrobiliśmy jeszcze w domu i przez pół Europy nieświadomi przewieźliśmy litry wody ze sprzątania kampera przed wyjazdem 🙂

Lokalizacja noclegu: https://goo.gl/maps/pF8naRPyRtDV6Vto8
Koszt noclegu: za darmo

3. dzień: francuskiej gościnności ciąg dalszy

Idealnym byłaby powtórka wczorajszego przebiegu, ale od samego początku wiemy, że to raczej nierealne (dla naszego tempa, naszych pleców i ograniczonej cierpliwości do spędzania czasu tylko za kółkiem / na miejscu pasażera). Podjęliśmy decyzję o omijaniu autostrad we Francji i w Hiszpanii – nie jest to duża różnica czasowa w naszej trasie, raptem 5 godzin straty (przy ok. 35 – łącznie w obu krajach), a ponad pół tysiąca złotych w kieszeni. Przez dużą część trasy jedziemy drogami, które prowadzą równolegle do autostrad, a co więcej, od czasu do czasu przejeżdżamy też przez małe, urokliwe miasteczka.

I tak, po kolejnym dniu trasy, docieramy do naszego kolejnego noclegu. Pamiętacie jak na początku ustalaliśmy, że będziemy podczas dojazdu spać na kempingach? Spaliśmy na jednym i na tym się skończyło. Noc na opuszczonej farmie, które początkowo wzbudzała we mnie niepokój, gdy okazała się bardzo dobrze przespana, od razu wprowadziła trochę więcej odwagi – i nasze głowy dość szybko otworzyły się na szukanie różnych miejscówek. Już po zmroku docieramy do Val-d’Issoire, małego miasteczka i parkingu, który zapewnia również serwis i spędzamy tutaj bardzo spokojną noc. Rano budzi nas małomiasteczkowe życie i rodzice, którzy parkują samochody, żeby podrzucić swoje dzieci do szkoły.

Podsumowując przejazd przez Francję, mimo tego, że jesteśmy w szoku jak prawie nikt z kim mieliśmy do czynienia nie mówi po angielsku (tak, mamy też na myśli młodych ludzi), to zostają z nami bardzo miłe wspomnienia. Zdecydowanie widać, że Francja ma bardzo dobrą infrastrukturę przygotowaną dla kamperów (duża część jest darmowa). Krajobrazy, mocno sielankowe równiny, i urocze, malutkie miasteczka, które co jakiś czas pojawiają się na horyzoncie, zauroczyły nas i na pewno kiedyś się tam wybierzemy na dłużej.

Lokalizacja noclegu: https://goo.gl/maps/phkzdRtF1tuqUusH8
Koszt noclegu: za darmo

4. dzień: Viva la España

Nasze plecy czują już ile kilometrów przejechaliśmy (powoli zaczynam żałować, że jednak nie wymieniliśmy foteli na nowsze i wygodniejsze), 4. dzień jazdy przed nami. Dzisiejszy cel – Hiszpania. Tutaj też zdecydowaliśmy się na ominięcie autostrad. Na obiad zatrzymujemy się w okolicach Salamanka, w super miejscówce nad jeziorkiem: https://goo.gl/maps/Se46LG8DNTsyioAA6 i potem ciśniemy dalej. Dojeżdżamy do francuskiej części Kraju Basków (Biarritz, Bidart) i obydwoje wpatrujemy się w miasta i krajobrazy przez które przejeżdżamy. Ja znam ten klimat trochę z czasów swojego Erasmusa, dla Marcina to nowość. Przepadliśmy, bo mijając te nadmorskie francuskie miasteczka, nie sposób poczuć się jak w filmie.

Jakieś 3 godziny później trafiamy na świetnie przygotowane miejsce dla kamperów, gdzie spędzamy noc i rano robimy serwis. Tutaj pierwszy raz na żywo naszym oczom ukazuje się kampero-autobus jednych z naszych zachodnich sąsiadów, w cenie mieszkania w Krakowie – wtedy oglądamy go z zainteresowaniem (teraz, z perspektywy czasu, jest to już dla nas dość powszechny widok). Co do samej miejscówki, znajduje się ona w malutkiej miejscowości, gdzie gmina pewnie dla wzbudzenia zainteresowania turystów i przyciągnięcia ich do siebie stworzyła coś takiego. Świetna inicjatywa, doceniamy!

Lokalizacja noclegu: https://goo.gl/maps/m6sLiRsQ1mc3Sezf9
Koszt noclegu: za darmo

5 dzień: trasa do Portugalii dobiega końca

I tak zaczyna się OSTATNI dzień jazdy. Dzisiaj się spinamy i podejmujemy dezycję, że nie rozciągamy tego na 6 dni. Już dzisiaj (a właściwie pewnie jutro, biorąc pod uwagę, że dojedziemy w nocy) chcemy zobaczyć ocean i słońce. Gdy docieramy do Andaluzji, powoli zaczynamy wierzyć, że ta niekończąca się z naszej perspektywy trasa zaraz dobiegnie końca. Po raz kolejny odpalamy park4night i szukamy miejsca do którego dzisiaj zmierzamy. I tutaj, ku naszemu zdziwieniu zaczynają się schody. Francja i Hiszpania rozpieściły nas swoją gościnnością dla kamperów i mnóstwem miejsc, gdzie spokojnie można stanąć. Do tej pory gdy tylko odpalaliśmy apkę, pierwszym krokiem było ustawienie filtra „ocena powyżej 4.7” albo „ocena powyżej 4.0”. Takich miejsc w Portugalii przy hiszpańskiej granicy pojawiło nam się… 0. Za to udało się nam znaleźć bardzo fajny parking jeszcze w Hiszpanii, w Ayamonte. W końcu dojeżdżamy! Słońca brak, z oczywistych powodów (jest po 21), oceanu też nie widzimy, bo… jest ciemno, ale słyszymy jego szum! Jest dobrze, idziemy spać.

Lokalizacja noclegu: https://goo.gl/maps/m61rYD36qvFvvEUy9
Koszt noclegu: za darmo

Mamy to! Pierwszy dzień nie-w-trasie

I tak po 5 dniach budzenia się, jedzenia szybkiego śniadania i robienia kawy do kubka termicznego na drogę i wyruszaniu przed siebie, dzisiaj w końcu mamy wolne! Także od razu idziemy na spacer i mimo chłodu i lekkiego wiatru, cieszymy się słońcem 🙂 Obserwujemy Panów, którzy zamiast na spacer, idą na plażę łowić jakieś owoce morza (nie wiemy jakie, bo nie gustujemy).

portugalia kamperem

Gdy już nacieszyliśmy się chwilą spokoju, w połowie dnia przekraczamy hiszpańsko-portugalską granicę i lądujemy w bardzo miłym miejscu w Monte Gordo – ale o tym następnym razem 🙂

Podsumowując, podróż zajęła nam 5 dni. Trzeba wziąć na poprawkę to, że autem, które mamy (Fiat Ducato L4H3) i załadowaniem go do praktycznie na maxa (3,5 tony), prędkości które można osiągnąć nie są zawrotne. Gdy jechaliśmy przez niemieckie autostrady, notorycznie byliśmy jakieś 1-1,5h opóźnieni w stosunku do nawigacji.
Z drugiej strony, gdyby nie nasz późny wyjazd i trochę więcej samozaparcia do spędzenia kilku godzin za kółkiem więcej, spokojnie można tę trasę zrobić w 4 dni.

P.s. Podliczyliśmy koszt tej przeprawy. Przy naszym spalaniu wyszło ok. 2,5k PLN za paliwo.